Złodzieje w togach – Jak systemowa patologia zafundowała sędziemu Robertowi W. ponad siedem lat luksusowego urlopu za pieniądze podatnika…

Po latach opieszałości i przyzwolenia na patologiczne zachowania w środowisku sędziowskim, Sąd Najwyższy w końcu zdecydował o usunięciu z zawodu wrocławskiego sędziego Roberta W. Mężczyzna, który dopuścił się jawnej kradzieży sprzętu elektronicznego, przez długi czas cieszył się statusem sędziego i pobierał niezasłużone uposażenie, mimo że kamery monitoringu jednoznacznie zarejestrowały jego udział w rabunku.

W lutym 2017 roku Robert W. wraz z żoną dopuścił się dwóch incydentów – najpierw w markecie w Wałbrzychu, a kilka dni później w sklepie we Wrocławiu – w wyniku których skradziono sprzęty elektroniczne na łączną wartość niemal 5 tys. zł. Prawomocny wyrok karny z początku 2021 roku skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, lecz mimo tego przez kolejne lata nadal korzystał z przywilejów wynikających z pełnienia urzędu. Dopiero decyzja Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN w 2024 roku zakończyła jego karierę sędziowską, choć w zasadzie jedynie podtrzymała wcześniejsze ustalenia. Mimo zawieszenia w obowiązkach sędziowskich, Robert W. przez 7,5 roku nadal otrzymywał wynagrodzenie finansowane z budżetu państwa. Łączne koszty, jakie ponieśli podatnicy, prezentują się następująco:

Wynagrodzenie w trakcie zawieszenia: 

Od lutego 2017 r. do października 2024 r. – ponad 866 748 zł netto (1 055 419 zł brutto).

Nagrody jubileuszowe:

W 2019 roku – 21 904 zł brutto (18 126 zł netto).

24 września 2024 roku – 47 520 zł brutto (42 154 zł netto) – tydzień przed usunięciem z zawodu!

W praktyce oznacza to, że każda skradziona przez niego złotówka kosztowała budżet państwa ponad 228-krotnie więcej. Do tego dochodzą koszty wieloletniego procesu, apelacji oraz przewlekłości procedur dyscyplinarnych. Zamiast natychmiastowej utraty stanowiska i realnej kary, podatnicy przez 7,5 roku finansowali pensję osoby, która nie pracowała. W idealnym świecie sędzia powinien być wzorem uczciwości i sprawiedliwości. Jednak mechanizm powoływania i usuwania sędziów w Polsce przypomina zamkniętą kastę, w której obowiązuje zasada „ręka rękę myje”. Brak realnej kontroli społecznej prowadzi do sytuacji, w której nawet przestępstwo nie skutkuje natychmiastowym pozbawieniem urzędu i wynagrodzenia. Przykład Roberta W. pokazuje, że system nie tylko nie eliminuje niegodnych jednostek, ale wręcz nagradza je olbrzymimi odprawami i długoletnim finansowaniem z publicznych pieniędzy. Straty dla podatników są gigantyczne – to nie tylko wynagrodzenia, ale także procedury sądowe i koszty administracyjne. Decyzja Sądu Najwyższego kończy sprawę Roberta W., ale rodzi poważne pytania o funkcjonowanie systemu dyscyplinarnego wśród elit wymiaru sprawiedliwości. Jak długo jeszcze będą tolerowane przypadki, w których osoby obdarzone zaufaniem publicznym łamią prawo, jednocześnie chronione przez własne instytucje? Taka sytuacja nie tylko podważa autorytet wymiaru sprawiedliwości, ale również pokazuje, że walka z patologią wśród sędziów wymaga zdecydowanie surowszych oraz szybszych działań. Tym bardziej niezbędne jest zauważenie, że „złodziei w togach” nieustannie przybywa – cieszą się oni rosnącym uznaniem w środowiskach towarzysko-zawodowych, nieustannie obciążając budżet państwa pokaźnymi honorariami za absolutne nic nierobienie, poza przynoszeniem hańby samej Temidzie. Ta jawna degeneracja systemu sądownictwa to dowód na upadek wartości, które kiedyś miały stanowić fundament sprawiedliwości, a teraz przemieniły się w bezwzględną machinę moralnej i finansowej eksploatacji. Polski system sprawiedliwości to rak, który toczy państwo od środka – sędziowie nie są już strażnikami prawa, lecz jego największymi gwałcicielami. Oni nie tylko naginają przepisy, ale śmieją się w twarz tym, którzy naiwnie wierzą w sprawiedliwość. Bo co im grozi? Nic! Mogą kraść, kombinować i traktować kodeks karny jak papier toaletowy – w końcu to oni decydują, co jest legalne, a co nie. W togach nie ma już ludzi godnych, są tylko uprzywilejowane święte krowy, które ustawiają się w kolejce po kolejne przywileje, odprawy i podwyżki. Są nietykalni, bo sami siebie chronią, a jak ktoś się im sprzeciwi, to zostaje wdeptany w ziemię. Proceduralny błąd? Pomyłka systemowa? „Oj tam, zdarza się”. A jak ktoś się oburzy? No cóż, może sobie napisać skargę – i obserwować, jak znika w niszczarce sądowej razem z resztkami wiary w uczciwość tego kraju.

Film Zbrodniarze z orłami na piersiach nadal orzekają w polskich sądach. Kliknij

Film „Degeneraci w togach – bolesna prawda o „Nadzwyczajnej Kaście”. Kliknij

A miało być tak pięknie – profesor Adam Strzębosz obiecywał samoregulację sędziowskiej elity, a skończyło się na tym, że kasta zamknęła szeregi i skutecznie obroniła swoich ludzi. Naiwność? Głupota? A może cyniczna manipulacja, by zachować przywileje bez konieczności rozliczeń? Sądząc po tym, co dzieje się dziś, środowisko sędziowskie „oczyściło się” dokładnie tak, jak mafia sprząta swoje podwórko – zamiatając wszystko pod dywan. Zamiast reformy dostaliśmy system, w którym kradzież to „błąd proceduralny”, a odpowiedzialność sędziów to oksymoron. Wysterowali cały NARÓD i nadal to czynią bezkarnie w barwach Rzeczypospolitej Polskiej. Czas powiedzieć dość !

Wolne sądy Kliknij        Wolne sądy ! Kliknij       Wolne sądy ! Kliknij       Wolne sądy !  Kliknij      Wolne sądy Kliknij   

Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej Kliknij

Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności Kliknij

 

Komentarze

Komentarzy

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*