W 1999 roku przeprowadziłam się wraz z dwójką moich kilkuletnich synów z Warszawy do Czaplinka. Zamieszkaliśmy we własnym, odnowionym domu nad jeziorem drawskim.
Dzieci i ja szybko wtopiliśmy się w nowe otoczenie. Byliśmy szczęśliwą, choć niepełną rodziną.
Poznałam wielu nowych ludzi z którymi utrzymywałam sąsiedzkie i przyjazne kontakty.
W 2004 roku miejscowy „biznesmen” – pan Janusz D. podnajął ode mnie lokal w Warszawie, w którym przez 6 miesięcy prowadził sprzedaż odzieży używanej, poprzez zatrudnioną pracownicę, panią Grażynę L.
Po upływie tego okresu niespodziewanie zażądał ode mnie zwrotu wpłaconego czynszu.
Odmówiłam, bo było to zwykłe cwaniactwo i próba wyłudzenia pieniędzy. W odwecie pan Janusz D. mój lokal doszczętnie zdemolował a później wrzucił mi klucze do skrzynki na listy.
Sprawa z powództwa pana Janusza D. trafiła do Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Drawsku Pomorskim.
Na pierwszym posiedzeniu Sądu, Sędzia (kobieta) oddaliła pozew jako całkowicie bezzasadny.
Po niedługim czasie przyszedł do mnie znajomy i zapytał czy nie chcę zarobić dodatkowych pieniędzy w łatwy sposób? Wyjaśnił, że zostałam wytypowana przez jakiś Sąd do współpracy, bo sprawiam dobre wrażenie i jestem osobą wiarygodną. Ta współpraca miałaby polegać na tym, że musiałabym wstawiać się we wskazanym Sądzie (poza miejscem zamieszkania) i składać zeznania w sprawach cywilnych przeciwko nieznanym osobom. Szczegółowa treść tych zeznań zostanie mi wcześniej przekazana, abym mogła się dobrze przygotować. Odmówiłam stanowczo, bo nie wyobrażam sobie abym mogła się tego haniebnego zadania podjąć. Wyjaśniam, że w tym czasie zasiadałam w Radzie Miasta, oraz byłam Przewodniczącą Stowarzyszenia Pomocy Bezrobotnym.
Jakież było moje zdziwienie, gdy za kilka dni dostałam powiadomienie z Sądu, że sprawa z powództwa pana Janusza D. nie wiedzieć z jakiego powodu została wznowiona.
Tym razem sprawą kierował sędzia Marek Mazur (obecnie Sędzia Sądu Okręgowego w Koszalinie). Proces prowadził w sposób skandalicznie stronniczy. Po zapoznaniu się z aktami sprawy, stwierdziłam, że treść Protokółu zeznań mojego głównego świadka, który to złożył zeznanie w ramach pomocy prawnej, przed Sądem w Warszawie w mojej obecności, został sfałszowany. Dodatkowo Sędzia dopuścił świadka, którego ja nigdy na oczy nie widziałam a który złożył przeciwko mnie z gruntu fałszywe zeznanie.
Na podstawie tak sfabrykowanego materiału dowodowego sędzia wydał Wyrok nakazujący mi zwrot w całości pobranego za wynajem lokalu czynszu.
Nie mogłam tego Wyroku zaskarżyć, bo przedziwnym zbiegiem okoliczności, moja lokatorka, pani Maria L., pod moją nieobecność przejęła adresowane do mnie pismo z Wyrokiem Sądu i zapomniała mi go w terminie zwrócić. W ten sposób Wyrok się uprawomocnił.
Nigdy nie zastosowałam się do sentencji tego Wyroku i nie zwróciłam panu Janowi D. zasądzonej kwoty 2.000,00 zł. Pozwoliłam, a nawet byłam pomocna w licytacji komorniczej mojej części nieruchomości o ówczesnej wartości około 90.000,00 zł., która to na wniosek tego pana została przeprowadzona.
Pan Janusz. D. nie cieszył się dobrą opinią w miejscu zamieszkania i okolicy. Z tego powodu nie zgłosił się żaden kupiec aby przejąć mój wystawiony na licytację komorniczą dom. W tym momencie role się odwróciły. Pan Janusz D. był zobowiązany pokryć wysokie koszty przeprowadzonej wyceny domu i całego postępowania egzekucyjnego. Nie miał pieniędzy, bo pewny rychłych zysków żył ponad stan i z wierzyciela stał się dłużnikiem Skarbu Państwa. Z biegiem lat moje zobowiązanie do spłaty się przedawniło i obciążenie zostało wykreślone z hipoteki domu.
Natomiast dług pana Jana D. systematycznie narastał. W konsekwencji jego duży dom został zlicytowany i sprzedany przez komornika. Żona się z nim rozwiodła i wraz z dziećmi wyprowadziła się do rodziców.
Powracając jednak do sprawy tego karygodnego procesu to, o popełnionym przez sędziego Marka Mazura przestępstwie przeciwko dokumentom, powiadomiłam Prokuraturę Rejonową w Drawsku Pomorskim. Ówczesna Naczelnik Prokuratury osobiście pozorowała prowadzenie postępowania wyjaśniającego. W międzyczasie fabrykowano przeciwko mnie szereg postępowań karnych. Byłam wzywana na Policję i do Prokuratury na wielogodzinne przesłuchania. Przykładowo, pani Naczelnik Prokuratury wzywała mnie na godz, 9,30 a przesłuchanie odbywało się 3- 5 godzin później. Nie mogłam wyjść, bo uprzedzono mnie, że zostanę doprowadzona z powrotem przez Policję.
W tym okresie w ramach działalności Stowarzyszenia Pomocy dla Bezrobotnych, założyłam Agencję skupu ziół i Runa Leśnego w Czaplinku, w ramach Programu pomocy bezrobotnym przy współudziale Urzędu Pracy. Dzięki otrzymanym dotacjom mogłam zatrudnić 50 osób, które to osoby bardzo tej pracy potrzebowały i dzięki niej, mogły wydobyć się z niedostatku.
Program funkcjonował bardzo dobrze, gdy nagle zaczęły mnożyć się częste i niezapowiedziane kontrole z różnych instytucji, które to żadnych nieprawidłowości nie wykazały.
Była też kontrola z U.P., która również nie wykazała żadnych uchybień a wręcz przeciwnie, Protokół pokontrolny był bardzo pozytywny i zalecał kontynuowanie pracy Agencji Skupu w następnym roku.
Pomimo to, Prokuratura sporządziła przeciwko mnie Akt Oskarżenia zarzucając mi malwersacje finansowe na szkodę zatrudnionych pracowników. W sprawie przesłuchano 50 osób. Nikt, ale to dosłownie nikt, nie zeznał przed Sądem, że uszczupliłam jego wynagrodzenie chociażby o 1 zł lub nie wpłaciłam należnej mu składki ubezpieczenia Do ZUS. Ten stan rzeczy potwierdziły również dokumenty firmy. Sędzia Marek Mazur (który tę sprawę prowadził) wbrew temu, wydał Wyrok skazujący, który z kolei został uchylony przez Sąd Okręgowy w Koszalinie.
Wszystkie pozostałe sprawy karne nie poparte żadnymi dowodami, zostały zakończone moim całkowitym uniewinnieniem.
Sprawa przeciwko sędziemu z mojego oskarżenia została oczywiście umorzona z powodu braku znamion popełnienia przestępstwa.
Polecamy książkę pani Genowefy „Praktyczny Pomocnik Procesowy”.
Czaplinek, Szczecinek, czy Koszalin, to jedna rodzina togowa..dbająca o interesy dyspozycyjmych, a wkręcająca w machinę pomówień i fałszywych oskarżeń każdego „opornego”, którego się łamie bez przebierania w środkach… Ponieważ nie ma rządowych reakcji, a ci którzy powini stać na straży prawa i konstytucji gwałcą je.. należy moim zdaniem brać sprawy we własne ręce i stawiać czynny opór upiornościom w imieniu prawa. Tak było w czasie wojny, teraz też trzeba bandytom w mudurach, togach i krawatach golić głowy i odczytywać wyroki, wykonując je. Trzeba organizować się w grupy stojące na straży prawa i sprawiedliwości.. bo nikt inny za nas tego nie zrobi, możemy tylko być ofiarami i jak owce iść na rzeź pod nóż cwaniaków krawaciarzy. Ale nie musimy…
Z ostatniego sądarzu programu telewizyjnego „Warto rozmawiać” wynika , że aż 94 % obywateli nie ma zaufania do polskich sądów.Jak ogromną robotę musiała wykonać „nadzwyczajna kasta” żeby osiągnąć tak haniebny wynik. Można im tylko pogratulować.
Sprzedajna swołocz. Zygać się chce na ich widok.